środa, 23 grudnia 2015

Moja przyszła praca w mediach. - praca na Olimpiadę Wiedzy o Mediach 2015/16


                                             Nie byłabym dobrym komentatorem sportowym. Skłamałabym mówiąc, że dałabym radę pracować jako radiowiec. Nie uważam bycia paparazzi za marzenie, a u pogodynek liczą się jedynie ładne twarze. Pomijam wszelkich celebrytów, którzy są znani z bywania na czerwonych dywanach bądź ściankach. Gdzie widzę miejsce dla siebie w mediach? Przy komputerze, w swoim przytulnym pokoju bądź na końcu korytarza, za wszelkimi sławami i twarzami ze szklanego ekranu. Szkiełka od okularów stawałyby się coraz grubsze. Nie liczyłabym nieprzespanych godzin w nocy, ilości napisanych słów, dni spędzonych podczas patrzenia w monitor z poczuciem beznadziei, zastanawiając się, o czym jeszcze nie pisałam. Spędzałabym wolne chwile, czytając książki, oglądając filmy, po to, aby później móc je zrecenzować. Nie byłabym znaną twarzą, ale wszyscy czytaliby moje artykuły.
                                    Bycie dziennikarzem jest dla mnie czymś więcej niż zajmowanie się opracowaniem i prezentowaniem materiałów w środkach masowego przekazu. Praca ta daje możliwość wpływania na świadomość ludzką. Może prowokować, zmuszać do myślenia, zastanowienia się nad daną sytuacją. Informuje, opisuje, wzrusza. Pisanie jest dla mnie szansą na dotarcie do mas, szarych zjadaczy chleba, zapracowanych lekarzy, nianiek, adwokatów, nauczycieli, kasjerek, babć, do wszystkich. Chcę bawiąc uczyć, ucząc prowokować, prowokując wzruszać. Nie wiem, o czym pisałabym dokładnie, jakim dziennikarzem będę. Wiem jedno – nigdy nie podpiszę swoim nazwiskiem artykułu o nowych butach z krokodyla celebrytki, która jest znana z posiadania najładniejszych kości policzkowych w całym województwie mazowieckim. Co innego gdyby jej noga utkwiła w paszczy żywego krokodyla podczas próby ratowania tonącego małego Afroamerykanina, gdy wspomniana wcześniej celebrytka była na misji w Ugandzie, ratując małe niewinne istnienia. Ujmując sprawę prościej – nigdy, za żadne pieniądze, sławę i wszelkie bogactwa tego świata, nikt, nawet papież, czy królowa Wielkiej Brytanii, nie zmusi mnie do pisania artykułów niskich lotów, które czytane są jedynie w toaletach.
Pragnę podróżować, mówić o tym, co ważnego dzieje się na świecie, edukować każde pokolenie, opisywać rzeczy ważne, istotne, kontrowersyjne. Chcę, aby słowa, które wyjdą spod mojego pióra, zapadały innym na bardzo długo w pamięć, żeby dawały coś więcej niż rozrywkę. Jako dziennikarka starałabym się być wszechstronna. Chętnie pisałabym poważne reportaże, ale radość sprawiałaby mi także możliwość tworzenia krótkich opowiadań ukazujących się w gazetach.
Moja twarz nie byłaby jedną ze szklanego ekranu – nie widzę dla siebie miejsca w porannych programach czy wiadomościach. Uważam je za pracę odtwórczą, prostszą niż pisanie, tworzenie. Niestety w dzisiejszych czasach media są manipulowane, przestały być niezależne i wyraźnie opowiadają się za daną partią polityczną. Nie chcę być częścią stronniczego medium. Najważniejszą cechą dziennikarza jest dla mnie obiektywizm, nie wyobrażam sobie, aby moje subiektywne przekonania miały mieć jakikolwiek wpływ na pisany tekst.
Dobry dziennikarz zawsze stoi w cieniu swojego dzieła. Chcę, aby moje artykuły, felietony, krótkie nowele były znane, da mi to większą radość od bycia rozpoznawalną na ulicach. Nie pragnę rozgłosu, lecz posłuchu. Moja przyszła praca w mediach powinna nieść mi satysfakcję z wykonywania pracy, szczęście i dużą ilość czytelników, bo bez nich nie będę dziennikarzem. Spełnieniem marzeń byłoby dla mnie zostanie redaktorką naczelną alternatywnej gazety obiektywnej. Chciałabym stworzyć gazetę, portal internetowy, który zyskałby większą popularność od programów telewizyjnych. Ludzie są zaślepieni informacjami podawanymi przez ładne twarze ze szklanego ekranu. Chcę wyrwać społeczeństwo z marazmu, pokazać im, że nieschematyczne myślenie, różnienie się od innych poglądami nie jest przestępstwem. Zdolność kreatywnego myślenia czyni każdego z nas wyjątkowym. Gdybyśmy wszyscy rozumowali jednokierunkowo, świat byłby szary i nudny. Do tego niestety dążą dzisiejsze media, które, niczym dzieci w piaskownicy kradną sobie łopatkę, zabierają sobie odbiorców.
Pisanie jest sztuką, więc każdy dziennikarz powinien być artystą. Niestety w dzisiejszych czasach nie jest kreatorem, a jedynie marionetką systemu. Chcę to zmienić. Być częścią czegoś większego, gazety, portalu, bloga, który daje ludziom myśleć, mieć opinię. Będę burzyć i dawać innym szansę na odbudowanie po swojemu. Różnorodność czyni nas wyjątkowymi. Jako dziennikarka chcę łączyć innych, a nie dzielić takich samych.

czwartek, 17 grudnia 2015

A letter of complaint - know how.

To write a letter of complaint you need to know at first that it is a formal letter. That means that the xoxo in the end won't be acceptable. So just.... just don't send kisses to someone you are going to write a rough complaint. Remember to use the formal language. "Hi Smith, the computers you are producing suck" is not a good idea to send to anyone. It won't fix the problem you are dealing with. The most important thing is to clearly know what do you want to say and who will be the one to read this.


 The basics that you have to know are:
1) remember about paragraphs - without them it looks like a bunch of words not a letter.
2) focus on what you want to say - nobody really cares that you bought something in five different stores, the reader just wants to know why his product was so bad to write a letter about.
3) don't you dare using the informal language - you are not writing to a friend!
4) remember that if you begin with - Dear mr. Smith at the end you are obligated to put Sincerly XYZ, but if you decide to write Dear Sir the only option you can choose is Yours faithfully - at least that's what every teacher would say.



To sort everything out here you have the example of how the letter of complaint should look like.:

Dear Mr. Smith,
      I'm writing to You in order to explain few things that caused my dissatisfaction after finishing the "Mai Dan - speak mandarinian like in China" course.
      First of all I would like to say how excited I was signing up for this course provided by your skilled team of native speakers. The brouchure said that for 3500zlotys the participants are going to get five hours with native speakers, two hours with teachers focusing on grammar, three hours learning the alphabet and vocabulary, per week obviously. It should be 10 hours weekly and two, free, additiona ones for language practice. It seemed to me that after a month my chinese maybe wouldn't be fluent but, at least, I would be able to hold a proper conversation in this language.
       Unfortunately none of what was said in the brouchure turned out to be true. The main disadvantage is that the native speakers were japanese and it was hard to notice if they were speaking mandarinian or their real native language, because they were mixing them.
      Secondly the amount of hours didn't cover the 10 hours per week as it was said. In the half of the course our natives flew back to Japan and new teachers were from Poland.
      I was told that in the price we will get the books and everything else needed. What I got is a free pen. For books and special notebooks I had to pay extra. Since the end of the course I'm still waiting for the package. ladies form the office told me that it is comming form China so it may take a bit longer. Maybe after few months I will finally get them.
      Last but not least I'm not able to say anything more in mandarinian than "check please" but after two weeks with japanese natives I know basics of their language.
      I advise You to look for real Chinese natives and start to take care of Your clients because Your brouchure says one thing and it turns out not to be that great on the course. Otherwise you will end up without any customers.
                                                             Sincerly,
                                                                          XYZ

niedziela, 6 grudnia 2015

Vietnam - movie

Hi guyssss! 
So as all of you already know few months ago I got back from Vietnam!
I was recording when and where I was able to so now - after months of waiting - here you go! I finally edited movie summing up my stay in Vietnam. You can see there Hanoi as well as Saigon. :) Enjoy!

 I hope that you are going to be able to watch it because YouTube decided to mess around with me. And by the way you may have already seen that I changed my YouTube account soooo be sure to check my new on out!

piątek, 4 grudnia 2015

Sen

   Gdy usłyszałam temat opowiadania, które miałam napisać na język polski bardzo, bardzo, bardzo się ucieszyłam. Lubię jednosłowne polecenia. Czasem traktuje je jako powtarzające się słowa, metaforę, bądź główny temat mojej pracy. Ta nazywa się "SEN". Miłego czytania :)




                                 Denerwowały go brednie zmyślane przez jego siostrę. Rozumiał bardzo dobrze, że uważa pracę pilota za coś niebezpiecznego, ale groźba zerwania całkowitego kontaktu była najżałośniejszym posunięciem, na które zdobyła się Ksenia. Nie wiedział dlaczego akurat tym razem tak bardzo zależało jej na tym, aby odmówił wykonania tego rejsu. Latał już dwadzieścia lat. Nigdy nic złego się nie stało. Najgorszym wypadkiem podczas lotu były turbulencje, pasażer, który czuł niesamowitą potrzebę przekazania w danym momencie pilotowi ważnej wiadomości, od niej zapewne miały zależeć losy całego świata. Jego bliźniaczka nie słuchała wyjaśnień i tłumaczeń Denisa. Racjonalnie nie potrafiła wyjaśnić dlaczego nie chce, aby brat leciał do Brazylii. Tłumaczyła mu, że opuści święta, które zawsze spędzali razem, groziła zerwaniem kontaktu i nie odezwaniem się do niego nawet jednym słowem przez resztę życia. Rzucała w jego stronę najgorsze wyzwiska, jeśli wyjedzie to będzie dla niej znak jak mało znaczy jej zdanie. Dlaczego wpadł na tak idiotyczny pomysł? Rok po śmierci rodziców chce ją znów zostawić samą! Nie chciała rozstawać się z bratem nawet na chwilę. Mówiła, że zawsze jego długie wyjazdy były dla niej katorgą, przecież nie są zwykłym rodzeństwem. Są bliźniakami! Tego było już za dużo. Ksenia zaczynała tłumaczyć Denisowi ich specjalną psychologiczną więź bliźniaczą zawsze, gdy chciała brata przekonać do swojej racji. Nudziło to pilota niezmiernie. Chciał krzyknąć na siostrę, aby przestała majaczyć, nie wymyślała bzdur, które tylko powodują jego rozdrażnienie i pogorszenie humoru na resztę dnia. I tak poleci. To jego praca. Nie zmieni jej. Lubi to co robi. A ona ma przestać w tej chwili! Wybuchł. Darł się, machał rękoma, groził. Rozpłakała się. Wyszła z salonu bez słowa i trzasnęła drzwiami. Nie chciała z nim rozmawiać przed lotem do Berlina. Przecież nie interesowało go zdanie siostry, więc uważała jakikolwiek dialog za bezsensowny.


***


 Trudno. Nie będzie zmuszał Kseni do żegnania go z płaczem i rzucania mu się na szyję. Wróci za dwa tygodnie, kobieta będzie miała czas by ochłonąć i przestać histeryzować. W takich sytuacjach doskonale wiedział, że to on na pewno jest starszym bliźniakiem. Rozmyślał patrząc na malejących ludzi, samochody, domy, pola, lasy. Za dwie godziny wyląduje w Berlinie, a jutro o czternastej musi być gotowy do lotu długodystansowego. Czuł, że nadszedł ten dzień kiedy może wszystko. Od lat marzył o locie do Brazylii, do Rio. Dość miał Azji w zimie, Europy jesienią i Afryki w wakacje. Ludzie są tak przewidywalnie nudni jeśli chodzi o podróże. Delikatne turbulencje zakłócały czasem jego wewnętrzny monolog. Chciał już wylądować, wejść do hotelu przy lotnisku i choć na chwilę zasnąć w miękkim, wygodnym łóżku. Wszystko miał zaplanowane w najmniejszym detalu od zejścia z pokładu samolotu, przez odebranie bagażu, aż do porannego śniadania i przywitania podróżników na pokładzie Boeinga 707-320C podczas lotu transkontynentalnego do Brazylii. Znowu turbulencje. Koszmar. Denis był pewien, że gdyby on siedział za sterami nic takiego nie miałoby miejsca. On, jako pilot z takim stażem, nie dopuszcza nawet do najmniejszych, słowem, mikroskopijnych turbulencji. Wszystko oczywiście w imię wygody pasażerów. Nareszcie zaczęto podchodzenie do lądowania. Na twarzy Denisa pojawił się zgryźliwy uśmieszek. Lądować na pewno pilot od niebotycznych wstrząsów także nie potrafi, więc głośno zakomunikował, że na miejscu wszystkich ludzi w tym samolocie zapiąłby pasy i przygotował się na najgorsze. Przecież lot był istną katorgą, więc bał się pomyśleć co spotka ich wszystkich przy dotknięciu przez wielkiego metalowego ptaka jego kołami ziemi. Może to będzie ostatnia rzecz jaką w życiu zrobi? Nie. Nie mógł zakończyć swojej kariery pilota w samolocie kiepsko sterowanym przez niedouczonego studenta, którego mrzonka o lataniu na długich dystansach powinna spełnić się jedynie w sennych marzeniach. Ku jego zdziwieniu nawet nie zauważył, gdy wylądowali. Nareszcie. Westchnąwszy odpiął pas. Wyłączył tryb lotu i sprawdził wiadomości na telefonie. Dwadzieścia. Ksenia. Każda o podobnej treści. Jeśli wróci spotka się z ułaskawieniem swego występku, jeśli wyleci i zostawi ją na święta samą – nie ma gdzie wracać.
„Kseniu, kocham cię” – odpisał siostrze i ruszył po swój bagaż. Już chciał położyć się w miękkiej hotelowej pościeli i śnić o jutrzejszej przygodzie.



***


                    Powoli wstał. Spał sześć godzin, ale czuł się niezmiernie wypoczęty. 12:05, czas na śniadanie.
„Denis, proszę. Nie zostawiaj mnie samej. Nie teraz. Wróć do mnie i do Farfocla. Czekamy z szarlotką. Kocham” kolejna wiadomość od Kseni. Pośpiesznie odpisał siostrze, obiecując, że wróci, ale jeszcze nie teraz. Jedząc rogalika francuskiego z dżemem truskawkowym powoli, ostrożnie, wręcz z boskim namaszczeniem zapinał swój lotniczy uniform. Nadszedł dzień, o którym dotychczas tylko śnił. Ostatni raz spojrzał na mężczyznę w lustrze. Wydawał się sobie niezmiernie przystojny, mimo niedojedzonego rogala między zębami. Cóż. Nie będzie mógł się uśmiechać. Jego senne marzenie stało się jawą. On – Dennis Krym – jest pilotem głównym Boeinga 707 320C. Podniósł swoją czapkę ze stolika nocnego i po raz ostatni w tym miesiącu zamknął za sobą drzwi od hotelu przy lotnisku.
-Witamy państwa na pokładzie Boeinga 707 320C. Mam na imię Denis Krym i z przyjemnością informuję, że jestem pilotem głównym podczas lotu 175j do Rio De Janeiro w Brazylii. Przewidywany czas lotu to 14 godzin 25 minut. Pogoda w trakcie lotu będzie nam sprzyjać, jednakże podczas całego rejsu są państwo proszeni o zachowanie środków ostrożności. Przypominam także o kategorycznym zakazie palenia podczas trwania lotu. Będziemy lecieli na wysokości jedenastu tysięcy metrów ze średnią prędkością 823km/h. Dziękuję za wybór naszych linii lotniczych i życzę miłej podróży. – głośniki w samolocie były jak zwykle słabe, mikrofon zgrzytający, przez co trenowany przez lata komunikat Denisa stał się ledwo słyszalnym, ale nie był to dla niego ważne. Wysłał ostatnią wiadomość do siostry. „Zaraz startujemy. Kocham. Tulę. Niedługo wracam. Całuję. Zawsze jestem z Tobą. Denis.” Uśmiechnął się do drugiego pilota. Dał znak załodze, aby przygotowali machinę do startu. Silniki pracowały coraz głośniej. Wieża kontrolna dała znak zezwalający na wzbicie się w przestworza. Denis czuł nieopisaną ekscytację patrząc na bezkresną przestrzeń nieba. Myślał o sobie jak o Bogu, przecież więcej czasu spędza tu, na górze, niż na lądzie. Słońce świeciło zza chmur na pożegnanie podróżnikom.
Była już dwudziesta druga. Za sześć godzin i dwadzieścia pięć minut będą w Rio. Nie mógł się doczekać lądowania na całkowicie nowym dla niego lotnisku. Cieszył się niczym małe dziecko z nowej zabawki. Uważał tę podróż za największy sukces w swojej karierze pilota. Leniwie zerknął na elektroniczną mapę.
- Będziemy musieli wyminąć tę białą – rzucił od niechcenia drugiemu pilotowi. Za kilkaset mil majaczyła przed nimi wielka biała chmura – nie chcemy chyba skończyć jak podniebny Titanic – zażartował Denis. Lot mijał im nadzwyczaj spokojnie. Prócz awarii w strefie pierwszej, czyli wymiotującego dziecka w toalecie oraz nadgorliwego pilota na emeryturze, który bardzo chciał wejść do Denisa koordynować jego pracę przy kokpicie. Na jednym z wyświetlaczy zaczęła mrugać czerwona dioda. Nie pokazał się jednak żaden komunikat.
-Uderz w kokpit to przestanie. – zaśmiał się drugi pilot. Po chwili sygnał znikł. Usłyszeli wrzaski dobiegające z wnętrza samolotu. Marek wybiegł sprawdzić co się dzieje – spadły maski tlenowe. Wrócił zobaczyć, czy nic złego nie dzieje się z podzespołami komputerowymi samolotu, czy nie ma żadnego znaku, mrugającej diody. Nic. Stewardessy uspokoiły tłum, który zdążył już pożegnać się z życiem.
Trzecia rano. Dennis leniwie przetarł zmęczone oczy. Obudził go Marek, który miał właśnie mieć przerwę na drzemkę. Mężczyzna zaczął sprawdzać dane na mapie i czas podróży. Jeszcze trzy godziny. Z podziwem śledził migające gwiazdy, które powoli znikały przy blasku rozpościeranym przez słońce. Uwielbiał takie poranki. Czuł się królem przestworzy. Śniło mu się, że wynaleziono samolot, który nigdy nie ląduje. Mógłby spełnić swoje marzenie o zamieszkaniu w przestworzach. Jak cudownym byłoby życie w samolocie. Coś potrząsnęło machiną tym samym brutalnie wyrywając go z zamyślenia. Spojrzał na ekran zagrożeń. Nic, czysto, pusto jak w jego brzuchu. Będzie musiał poprosić Marię o przyniesienie mu śniadania. Znowu turbulencje. Złapał za stery. Co się stało? Ekran nic nie pokazuje, jest zbyt ciemno, aby bez pomocy elektroniki mógł sam coś dojrzeć. Przechyliło samolot w lewo. Wyrównał. Znowu. Tym razem mocniej. Z trudem trzymał kierunek lotu. Próbował połączyć się z wieżą. Cisza. Byli za daleko, aby mieć kontakt z Berlinem, ale dlaczego nikt z Rio się nie odzywał? Zmniejszył wysokość. Sytuacja zdawała się być coraz gorsza. Pojawiła się pierwsza czerwona dioda. Denis ponowił próbę kontaktu z ziemią. Brak odpowiedzi.
- Marek! –wrzasnął – Wstawaj! – drugi pilot powoli otworzył oczy. W ogonie samolotu zgasło światło. Znikł obraz z ekranów. Mężczyźni wymienili przerażone spojrzenia. Zapanowała cisza. Przez kilka sekund było za cicho. Głusze przerwał krzyk pasażerów. Ostatnia wiadomość nagrywana do centrali.
- Dzień dobry, cześć, witamy, dobry wieczór, dobranoc, giniemy. 


***


Wielka machina wirowała bezwładnie w powietrzu. Wyglądała jak metalowa baletnica szykująca się do końcowego kroku. Choć trwało to zaledwie kilka sekund, dla pasażerów i załogi te sekundy zdawały się być wiecznością. Zawiodły silniki. Ta chwila ciszy przed upadkiem uświadomiła Denisowi jak wielki błąd popełnił. Mógł posłuchać Kseni. Przecież mówiła mu przed tym wylotem, że się żegnają. Nie zdawał sobie sprawy z tego - siostra mogła coś przeczuwać. Mówiła, że nękają ją koszmary. Od śmierci rodziców… Otworzył oczy. Ukazała mu się niebieska tafla wody. Wziął głęboki wdech. Wiedział, że rodzina załogi odsłucha nagrania z czarnej skrzyni. Zapomniał powiedzieć Kseni jak bardzo ją kocha i jak żałuje, nie posłuchał jej. Zapomniał o siostrze. Zostawił ją. Czuł się winny temu co się dzieje. Mógł sprawdzić. Mógł zawiadomić centralę, gdy zapaliła się pierwsza… Woda zalała mu płuca. 


***


Dennis obudził się zalany potem, łzami i z wysoką gorączką. Idiotyczne. Ksenia zawsze tłumaczyła mu jak sen wpływa na podświadomość ludzką i ujawnia najskrytsze obawy człowieka. Przez jej tygodniowe kazania zaczęły go nękać koszmary. Koszmar. Jeden. Wciąż ten sam. Postanowił umyć się przed długim lotem. Była szósta rano. Powoli zjadł śniadanie i poszedł się ogolić. Ręcznikiem wytarł gładką twarz. Wodą kolońską przemył miejsca po goleniu. Syknął. Spojrzał na ręcznik. Cały we krwi. Zrobiło mu się słabo.
Obudził się dopiero w szpitalu. Była przy nim zapłakana Ksenia. Miał wysoką temperaturę. Zalany potem ze szwami na szyi. Siostra milczała. Ta cisza. Znów miał ten koszmar. Spojrzał na zapłakaną bliźniaczkę. Była osiemnasta. Jego marzenie bezpowrotnie odleciało. Marek został pierwszym pilotem. Mógł się nie golić. Wszystko przez tą hotelową maszynkę. Wściekły zacisnął pięści. W drodze do domu nie odezwał się do Kseni ani razu.
Z radaru centrali w Berlinie zniknął samolot. Boeing 707 320C. Nigdy nie dotarł do Rio, ani nie zameldował się w brazylijskiej centrali. Podobno nastąpiło zwarcie w systemie samolotu. Prawy silnik przestał działać. Odnaleziono jego szczątki w oceanie. Odczytano zapis z czarnej skrzynki.





„Dzień dobry, witamy, dobry wieczór, dobranoc. Denis miałeś rację. Słuchaj Kseni. Giniemy.”





grafika alternative, colors, and grunge